Od 2014 roku nowe kotły na węgiel i drewno wprowadzane na rynek muszą spełniać kryteria normy PN-EN 303–5:2012. Kryteria te dotyczą emisji tlenku węgla, substancji smolistych, pyłów oraz ustalają minimalną wymaganą sprawność nie tylko przy pracy na pełnej mocy, ale też dla 30% mocy nominalnej. Niejako przedłużeniem tych wymagań jest dyrektywa Ecodesign (trochę pokracznie spolszczana jako ekoprojekt), która wejdzie w życie w 2020 roku, ale już teraz na jej wymogi powołują się uchwały antysmogowe czy programy dotacji.
Klasy jakości kotłów
Norma PN-EN 303–5:2012 wprowadza trzy klasy jakości kotłów podzielone według stopnia spełniania w/w kryteriów:
- klasa 3 — najniższa, jest zbliżona wymaganiami do zabrzańskiego Certyfikatu Bezpieczeństwa Ekologicznego. Ze względów technicznych, kotły zasypowe górnego spalania nie są w stanie dostać się do tej klasy, a kotły górno-dolne i dolnego spalania przy odrobinie chęci ze strony fabryki mogą ją spełniać (mimo to kryteria spełnia obecnie ledwo kilka procent oferty rynkowej). Ląduje w niej także większość obecnie produkowanych kotłów podajnikowych.
- klasa 4 – średnia — bez większego trudu mogą ją osiągnąć kotły zasypowe dolnego spalania oraz kotły podajnikowe na węgiel.
- klasa 5 – najlepsza — przez długi czas okupowały ją wyłącznie kotły na pellet. Jednak rok 2015 przyniósł wysyp kotłów retortowych na węgiel w 5. klasie. Wbrew wcześniejszym przypuszczeniom fachowców, kotłom tym udało się osiągnąć parametry 5. klasy bez dodatkowego filtrowania spalin.
Którą klasę ma mój kocioł?
Na 99% – żadną. Norma wprowadzająca jakiekolwiek klasy kotłów (1–3) istnieje od 2002 roku, ale nie była do tej pory obowiązkowa, przeto mało kto się tym przejmował. Aktualizacja tej normy z 2012 roku usunęła klasy 1. i 2. a dodała klasy 4. i 5. Im wyższa klasa tym lepiej.
Informacja o klasie kotła znajduje się na jego tabliczce znamionowej oraz w instrukcji obsługi. Jeśli nie ma jej w żadnym z tych miejsc – kocioł nie spełnia kryteriów żadnej z klas albo w każdym razie nie został przebadany, bo nikomu to nie było do szczęścia (dotacji) potrzebne.
Nie tylko kotły automatyczne
Norma dotyczy zarówno kotłów automatycznych jak i zasypowych, które tylko miejscami mają nieco luźniejsze kryteria emisji. Jednak trudno jest znaleźć zasypowce choćby w 3. klasie, nie mówiąc o wyższych. Wynika to ze specyfiki tego segmentu rynku. Tutaj rozwój jest rzadkością, klepie się przeważnie jak najtańsze kotły górnego spalania i każe palić w nich od dołu, przez co nie mają szans załapać się nawet do 3. klasy. Obecnie są dwa kotły zasypowe spełniające kryteria emisyjne 5. klasy – stale aktualizowana lista dostępna jest w rankingu kotłów.
Jest jeszcze jedna przyczyna, dla której nie opłaca się producentom kotłów zasypowych celować w 4. czy 5. klasę: kocioł taki i tak nie załapałby się na dotacje, bo potencjalnie można w nim spalać śmieci. Podobnie nie dotuje się kotłów podajnikowych z rusztem wodnym. Tak jakby dla chcącego spalanie śmieci w kotle podajnikowym było czymś trudnym…
Wymogi dyrektywy Ecodesign
Dyrektywa Ecodesign wejdzie w życie w 2020 roku. Pod względem emisyjnym jej wymogi to poziom 5. klasy normy PN-EN 303–5:2012. Wprowadza jednak kilka nowości:
- próg emisji dla tlenków azotu,
- etykiety energetyczne dla kotłów takie jak te znane od lat dla sprzętu AGD,
- wymóg podawania przeciętnej sezonowej sprawności kotła – znacznie bliższej rzeczywistej.
Co te normy oznaczają dla kupującego kocioł?
Osiąganie przez kocioł kryteriów emisji klasy 5. czy dyrektywy ecodesign świadczy pozytywnie o jego efektywności i czystości spalania. Kotły takie spalają paliwo w sposób niewidoczny i niewyczuwalny, emitując mniej niż 10% zanieczyszczeń w porównaniu do starych pudeł.
Niestety tu zalety się kończą a zaczyna się ból. Wyśrubowane normy emisji spowodowały ogromny skok cen kotłów. Dochodzi do tego, że przeciętny Polak może mieć w kotłowni droższe cacko niż w garażu.
Co gorsza, jeśli kocioł kupowany jest w ramach dotacji, w umowie najczęściej zawarte jest zobowiązanie do zasilania go paliwem o parametrach przewidzianych przez producenta. Te parametry bywają absurdalnie wysokie, przez co paliwo jest trudno dostępne i/lub bardzo drogie. Tutaj artykuł na ten temat.
Rozporządzenie Ministra Rozwoju: w sprzedaży tylko kotły 5. klasy
Od 1. października 2017 skończy się możliwość produkowania w Polsce kotłów niespełniających wymogów emisyjnych klasy 5. Tako rzecze rozporządzenie Ministra Rozwoju. Leżaki magazynowe będzie można wyprzedawać do lipca 2018. Jest to ruch we właściwym kierunku, ale zrobiony maksymalnie głupio, za co oberwie nie minister, ale jak zwykle szary obywatel.
Kotły 5. klasy to w przeważającej większości kotły automatyczne, bo tam najłatwiej spełnić wymogi emisyjne. Oznacza to, że niemal z dnia na dzień w legalnym obrocie kotły na węgiel i drewno drożeją trzy-czterokrotnie. Do tej pory najtańszy kocioł węglowy kosztował nawet poniżej 2000zł. Kotły automatyczne w 5. klasie emisji to wydatek co najmniej ok. 8000zł i więcej. Kotły zasypowe w 5. klasie są możliwe i kilka istnieje już dłuższy czas, ale to nadal margines. Będzie ich więcej, ale to powinno nastąpić przed tym rozporządzeniem a nie po fakcie.
Polak poradził sobie z niejedną okupacją obcą, więc i z nabyciem kotła, na który go stać, nie będzie miał problemu. Skorzysta “podziemie” kotlarskie sprzedające pudła kopcące jak dawniej w cenach takich jak dawniej. To nie tak powinno wyglądać. Potrzebujemy czystych i tanich kotłów na przyzwoite, tanie i szeroko dostępne paliwa. Niestety tam u góry nie ma zrozumienia tych potrzeb. Tyle mówi się o smogu aż zapominamy, że głównym celem palenia węglem i drewnem jest możliwie tanie ogrzanie domu.
Problemy kotłów 5. klasy i ecodesign
Kotły 5. klasy różnią się w niektórych kwestiach bardzo mocno od wszystkich dotąd istniejących kotłów węglowych. Kupując taki kocioł bez tej wiedzy można co najmniej zepsuć sobie komin.
Skrajnie niskie temperatury spalin
Kotły 5. klasy potrafią pracować ciągle z temperaturą spalin na poziomie 70-80st.C co w sprzyjających temu warunkach (duży, zimny komin) niesie ryzyko kondensacji wilgoci. Norma sugeruje, by w przypadku tak niskich temperatur spalin producent określił wymagania co do komina i niektórzy piszą, że konieczny jest wkład kominowy, ale część tylko sugeruje takie rozwiązanie jako dobrowolne. Rzecz w tym, że w razie zawilgocenia nawet dobrego i sprawnego ceramicznego komina możliwość pociągnięcia producenta do odpowiedzialności jest niewielka i niełatwa. Dlatego kupując kocioł 5. klasy najlepiej od razu wyposażyć komin we wkład odporny na kondensat kwasu siarkowego, który jest w zasadzie pewny przy tak chłodnych spalinach. Co więcej: musi to być wkład ceramiczny – nie stalowy, gdyż one nie wytrzymają w towarzystwie kwasu siarkowego dłużej niż parę lat (o czym zresztą możesz się przekonać pytając producenta stalowych wkładów).
Brak rusztu awaryjnego
Praktycznie w żadnym kotle 5. klasy nie znajdziesz rusztu awaryjnego w zestawie. Wynika to z faktu, że są to kotły, które sprzedają się niemal wyłącznie w programach dotacji, których warunki nie dopuszczają, aby kocioł posiadał ruszt umożliwiający przecież spalanie pampersów i kaloszy. Nie spalisz tu grubszego węgla ani drewna, więc jak w styczniu zepsuje się podajnik – zamarzasz.
Dodatkowo płatna gwarancja
Zawsze warto wyciągnąć od producenta i dokładnie przeczytać warunki gwarancji na kocioł (a najlepiej całą DTR, bo kluczowe warunki eksploatacyjne bywają poukrywane w treści a ich nieprzestrzeganie ogranicza lub znosi całkiem gwarancję). Zdarzały się przypadki, gdzie ten sam kocioł zakupiony za dotacje miał inne warunki gwarancji niż normalnie, bo program dotacji wymagał np. 5-letniej gwarancji, a producent – aby sobie odbić dodatkowe ryzyko – wprowadzał wymóg corocznych płatnych przeglądów dla kotłów kupowanych w ramach dotacji.
Pułapki w certyfikatach
Kupując kocioł w ramach dotacji trzeba dokładnie sprawdzić, czy dany egzemplarz w momencie zakupu na 100% posiada certyfikat, czy jest on wydany przez uprawnioną jednostkę i czy na pewno dotyczy tej wersji kotła, którą kupujesz.
- Bywa i tak, że pod wielkim szyldem “5. klasa” sprzedawane są kotły, które świadectwa jeszcze nie posiadają. Tak było z kotłem Ogniwo Eko Plus M. Na początku sierpnia 2016 pojawiły się dwie nowe moce: 14kW i 20kW. Na stronie producenta widniała już wtedy informacja, że spełniają one 5. klasę, podczas gdy dzwoniąc na początku sierpnia na infolinię firmy można się było dowiedzieć, że certyfikatów jeszcze nie ma. Zakup takiego kotła z myślą o dotacjach mógłby się źle skończyć (np. nieotrzymaniem dotacji) gdy formalnie w momencie zakupu nie ma on jeszcze świadectwa 5. klasy.
- Ważne są badania wykonywane jedynie przez jednostki akredytowane. Takie na palcach policzy nawet kiepski saper: IChPW w Zabrzu, Instytut Energetyki w Łodzi, UDT, czasem czeskie Brno. Cokolwiek spoza tej listy będzie egzotyką i lepiej upewnić się wtedy, że laboratorium to posiada akredytację. Zdarzały się np. papiery z GIG-u, który akredytacji nie ma.
- Niektóre kotły są badane i spełniają 5. klasę tylko z dodatkowym wyposażeniem (np. elektrofiltrem, jak Zgoda Iskra Eko). Informacja o tym jest umieszczona na certyfikacie. Aby taki egzemplarz był kotłem 5. klasy, trzeba go z tym elektrofiltrem kupić (jakieś 2500zł dopłaty).
Czy 5. klasa jest jedynie słuszna?
Mamy na rynku kotły 5. klasy zarówno na węgiel jak i biomasę. Czy taki kocioł powinien być zawsze i wszędzie jedynym słusznym zakupem w tym momencie? To zależy z czym się porównamy. Prócz efektu należy jeszcze zważyć koszty jego osiągnięcia.
Oczywiście, że całe te normy i klasy wprowadzono po to, aby wymusić wzrost efektywności i spadek emisji z kotłów na paliwa stałe. I to jest dobre. Ale koszt spełnienia wymagań coraz to wyższych klas rośnie nieproporcjonalnie do efektu. Poniższa grafika pokazuje jak duży efekt dałoby zastąpienie starych pudeł w naszych kotłowniach urządzeniami spełniającymi wymogi poszczególnych klas emisji.
Widać, że największy zysk daje wymiana kotła pozaklasowego co najmniej na kocioł 3. klasy. To już się dzieje w Czechach — wycofuje się z obrotu najgorszy pozaklasowy badziew. A u nas? Przez lata niedasie, po czym jak już trzeba – od razu z grubej rury, wytnijmy wszystko poniżej 5. klasy.
Awans z 3. do 4. klasy również obniża emisję już nieznacznie. Natomiast przejście z 4. do 5. klasy to najmniejszy ilościowo zysk, a zarazem najwyższe koszty. Wystarczy porównać ceny “zwykłych” kotłów podajnikowych (nawet te jeszcze nieprzebadane oscylują parametrami koło klasy 4.) – rejony 6–7 tys. zł – do kotłów w klasie 5. – bliżej 9–10 tys. zł plus drugie tyle na komin odporny na kondensat ze spalin, nieunikniony przy tak wysokiej sprawności, jakiej wymaga 5. klasa (>89%).
Kiedy trzeba będzie wymienić kocioł?
Na obecną chwilę (wrzesień 2017) obowiązkową wymianę kotłów już pracujących w kotłowniach w perspektywie ok. 10 lat przewidują lokalne uchwały antysmogowe – tam, gdzie zostały wprowadzone, czyli:
- w woj. małopolskim z wyłączeniem Krakowa (zakaz),
- w woj. śląskim.
Prace nad uchwałami toczą się też m.in. w opolskiem, mazowieckiem i wielkopolskiem. Wstępne plany przewidują ok. 10-letni horyzont czasowy dla wymiany starych urządzeń.